Nie trzeba - mam nadzieję ;)- nikogo przekonywać do tego, iż doglądanie codziennej toalety jest niezbędne. W tym celu mamy do dyspozycji cały arsenał mydeł mniej, lub bardziej efektywnych w swym pielęgnacyjnym działaniu... lecz o tym dowiadujemy się zwykle dopiero w trakcie użytkowania( chyba, że ktoś przezornie sprawdzi skład ;) )
Już nie raz i nie dwa dawałam upust mojej słabości do wszystkiego, co ładne, przyjemne i schludne... cóż, taką mam już naturę czułą na ładne opakowania i umiejąca docenić sprytne zamysły projektantów ;)
I dlatego właśnie kolejny raz dostałam nauczkę, że "książki nie poznaje się po okładce"- a kosmetyku tym bardziej.
Spójrzcie sami na widoczne na głównym zdjęciu mydełko i towarzyszący mu kartonik.
Niby drobiazg, a jednak wszystko w nim jest dobrze ze sobą zgrane i choć skromne, to jednak estetycznie satysfakcjonujące( to oczywiście moje osobiste odczucie ;))
Otóż to miło zapowiadające się mydełko o ładnym opakowaniu ze zgrabnym rysunkiem oliwnej gałązki mnie zwiodło.
Może nie całkowicie- ale jednak, bo nazwa "Mydło oliwkowe", a przy tym wybitnie oliwkowa oprawa graficzna zobowiązuje...
Gdy otworzyłam opakowanie niemieckiej marki Kappus, które do Polski sprowadziła nasza Lavea, zdziwił mnie nieco zapach. Dotychczas wszystkie używane przeze mnie OLIWKOWE kosmetyki nie pachniały niczym innym, ale właśnie OLIWKĄ.
Tym razem poczułam bynajmniej nie oliwkę, ale mieszankę charakterystyczną dla Arko, Palmolive, Luksja i innych tego typu mydeł.
I to mi się nie spodobało, bo choć niektórzy- właśnie przyzwyczajeni do zwykłych drogeryjnych mydeł- mogą uważać za nieatrakcyjny czysty zapach rdzennej oliwki, to jednak ja cenię go bardzo i dokonując wyboru takiego, a nie innego miałam konkretne oczekiwania...
Spojrzałam zatem na skład- oliwa z oliwek dopiero na 8 pozycji, czyli dopiero w połowie listy...
W takim wypadku mydło powinno nosić nazwę "Mydło z dodatkiem olejku z oliwek", a nie "Mydło oliwkowe z olejkiem z oliwek"...
Hmm, swoją drogą oryginalna nazwa tez nie jest do końca w porządku, bo to tak, jakby powiedzieć "Masło mleczne z mlekiem"...
W porządku, przestanę się już pastwić nad nieszczęsnym określeniem kosmetyku i przejdę do ważniejszej kwestii- działania;)
Oliwa z oliwek dodana do kosmetyku powinna uczynić go bardziej łagodnym i sprzyjać utrzymaniu odpowiedniego nawilżenia w skórze.
Niestety po kąpieli z mydłem Kappus moja skóra była wysuszona i nie obyło się bez hojnie zaaplikowanej dawki intensywnie regenerującego i natłuszczającego olejku z jojoba. Jeżeli macie pod ręką dobre balsamy lub olejki, to sprawa może nie jest przegrana i mydełko posłuży przez jakiś czas, ale samodzielne stosowanie go nie opłaci się skórze.
Skład mydła nie jest idealny. Winę za nadmiernie wysuszoną skórę ponosi niezdrowy splot dodatków- sami spójrzcie:
Zastanawiam się, jak duży procent oliwy z oliwek zawiera mydełko Kappus- podejrzewam, że stosunkowo niewielkie. Obecność innych przykrych dodatków- w tym zwierzęcych (!) zabiła roślinny potencjał oliwki. Zastanawia mnie też kwestia powstania mydła od strony etycznej- nie ma nigdzie na opakowaniu informacji, że nie było ono testowane na zwierzętach...
Mydełko Kappus jest dość tanie i to niejako może tłumaczyć jego wątpliwą jakość- w Zielarni Lawenda kosztuje 6.40 zł. Przyznam, że mnie nie przypadło do gustu i nie będę do niego wracać... Taka jest prawda, że uważam ten kosmetyk za przeciętny i na nim nie zakończę mojej podróży po mydlanym świecie- udam się w jego rejony, gdzie będę się czuć zdecydowanie lepiej.
Przecież to mydło oparte jest na tłuszczu zwierzęcym !
OdpowiedzUsuńWłaśnie Łucjo, to też mi nie daje spokoju- niestety wcześniej nie mogłam w internecie znaleźć nigdzie jego składu i po prostu zaryzykowałam... niezbyt fortunnie :(
UsuńNie znam tej marki. Po recenzji jaką umieściłaś na pewno się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńmam ulubione mydełko oliwkowe i jest to albo aleppo colors nablus albo feniqia oliwka:) oba składowo świetne :)
OdpowiedzUsuń