Wakacyjny czas kojarzy się większości z beztroskim odpoczynkiem pod gołym niebem i nad wodą zapraszającą do kąpieli- sama nie jestem wyjątkiem :)
Na myśl o lecie automatycznie zapala się w moim mózgu obraz morskiego wybrzeża w najwspanialszej odsłonie: niebo malowane wieczornymi barwami, piasek nagrzany w trakcie dnia, słona bryza muskająca policzki... i to cudowne poczucie letniego relaksu...
Na takie doznania warto czekać- choćby i cały rok ;)
Idąc tokiem tych rześkich skojarzeń nie mogłabym nie wspomnieć o ostatnio poznanym- i już zmydlonym do cna ;) - wyjątkowym duecie lawendowych mydełek handmade, łączącym moje wyobrażenie o jedności wakacyjnego nieba i morskich fal zgodnie odbijających lawendowy odcień fioletu, sygnalizujący rychłe nadejście nocy i oswobodzenie z dziennego skwaru :)
Lawenda symbolizuje ziszczenie marzeń i snów, a także błogie zapomnienie i rozwianie wszelkich obaw- pamiętajmy jednak, że w mglistej i raczej intuicyjnej sferze tajemniczych symboli i znaków tkwi zawsze sens przekładający się na prawdę życiową :)
Otóż lawendowe opary rzeczywiście łagodzą stres, rozwiewają złe myśli, pozwalając nam zaczerpnąć przyjemności płynącej z uczucia czystości i troskliwości płynących z natury.
Zapach ten koi umysł i pomaga przy trudnościach w zasypianiu, co daje fantastyczny efekt podczas wieczornych kąpieli. Istnieje wiele sposobów, aby się o tym przekonać - wie o tym również Joanna prowadząca blog Mydła Naturalne, która swoje mydlane kompozycje często przyprawia m.in. orzeźwiającą mocą lawendy, którą- jak można wyczytać we wpisach- uważa za jedną ze swych ulubionych :)
Lawendowe mydełka Joanny są nie tylko urzekająco dekoracyjne, ale i praktyczne. Można bez obaw stosować je do pielęgnacji całego ciała- zachwycone będą nimi zwłaszcza osoby o cerze problematycznej: trądzikowej i mieszanej, ze względu na walory antybakteryjne i przeciwzapalne, których naturalna siła zostaje delikatnie złagodzona przez oleje bazowe- służy to lepszej tolerancji oczyszczającego potencjału kosmetyków przez osoby o wrażliwej na podrażnienia skórze.
Olej kokosowy, olej rycynowy, olej palmowy, wosk pszczeli oraz oliwa z oliwek z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego z lawendy- to najbardziej charakterystyczne składniki stosowane przez Joannę do wykonania mydlanych cudów, których kolor dla uatrakcyjnienia doznań wizualnych zawsze zostaje wzmocniony naturalnymi barwnikami pochodzenia mineralnego.
Chciałabym Wam przedstawić pięknie mieniące się fioletem mydła, które ostatnio podbiły moje serce... i zyskały zarazem aprobatę kapryśnej cery ;)
Oto mydła nasycone pielęgnacyjną mocą przyrody, które w lawendowym stylu reprezentują dwa nadmorskie żywioły- wodę i powietrze :)
W sfotografowanym przez Joannę wiklinowym koszyku pysznią się mini-babeczki mydlane, przyozdobione motywami oceanicznymi. Na fioletowej, dekoracyjnie karbowanej powierzchni znajdziemy symbole morskiej toni i dna: rybki, rozgwiazdy, pławikoniki, muszle - gotowe do kąpieli urozmaiconej bajeczną zabawą :)
Nie tylko kreatywne wykorzystanie wizerunków wodnych stworzeń stanowi o wyjątkowości tego mydlanego patentu- na mini-babeczki składają się dwie różne nuty zapachowe i dwa osobno wykonane elementy, dzięki sztuce mydlarskiej połączone dla wykonania jednego produktu.
Moja własna babeczka- choć malutka- to jednak wykazywała się wielkim hartem ducha i walczyła dzielnie z niedoskonałościami mojej cery, pieniąc się groźnie pod wpływem wody i czyhając na wrogą bakterię wszelakiej maści ;) Nie byłoby to oczywiście możliwe bez tak doborowego zestawu składników, o jakie postarała się jej zacna autorka.
Już dawno zauważyłam, że naturalne mydła wpływają o wiele lepiej na moją skórę niż inne środki do oczyszczającej fazy pielęgnacji. Wszystkie mleczka, żele, pianki i płyny micelarne odpadają w przedbiegach...no, może z wyjątkiem miceli, bo cóż innego lepiej poradzi sobie z delikatną okolicą oczu i makijażem jej właściwym? ;)
A oto pastelowe kostki, które powstały pod wpływem fascynacji jednym z pierwszych wiosennych dni, który zdawał się być odpowiedzią na tęsknotę za ciepłym wiatrem i jasnym niebem.
Autorka przytacza na blogu skomplikowanie brzmiącą( przynajmniej dla mnie, jako DIY-owego laika kosmetycznego ;)) procedurę stworzenia takich dwuwarstwowych mydełek- otóż dolna warstwa pachnąca lawendą zostaje wykonana przez Joannę "na zimno" przy użyciu z oliwy z oliwek, oleju palmowego, oleju rycynowego, wosku pszczelego i naturalnego olejku eterycznego z lawendy, a górna (czyli obłoczek ;)) powstaje dzięki ubijaniu oleju palmowego, oleju kokosowego i oliwy z oliwek z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego z trawy cytrynowej.
Autorka przytacza na blogu skomplikowanie brzmiącą( przynajmniej dla mnie, jako DIY-owego laika kosmetycznego ;)) procedurę stworzenia takich dwuwarstwowych mydełek- otóż dolna warstwa pachnąca lawendą zostaje wykonana przez Joannę "na zimno" przy użyciu z oliwy z oliwek, oleju palmowego, oleju rycynowego, wosku pszczelego i naturalnego olejku eterycznego z lawendy, a górna (czyli obłoczek ;)) powstaje dzięki ubijaniu oleju palmowego, oleju kokosowego i oliwy z oliwek z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego z trawy cytrynowej.
Kostki zostały nazwane"Lawendowa bryza"- gdyż, jak to sama Joanna stwierdziła,"(...) kostki te kojarzą mi się z niebem w środku lata z niewielkimi białymi chmurkami..." :)
Z ukończeniem kostki uporałam się przed kilkoma dniami, także podsumowując- ok. 100 gramowa "Lawendowa bryza" służyła mi do codziennej toalety twarzy przez miesiąc. Wynik niczego sobie :) A żeby słowom stało się zadość ;)- były już zdjęcia mydeł a'la"nowiutkie- świeżutkie"- to teraz dla odmiany "zapracowane-ale zadowolone" ;P :
Uczucie absolutnej czystości, nieskazitelny wygląd cery, dobre samopoczucie- nie zmącone żadnymi dolegliwościami ;) - i towarzysząca nam po dokonaniu toalety nutka lawendowej świeżości- dla tych wrażeń warto zadbać o wzorową pielęgnację skóry przy pomocy naturalnych mydeł... A gdy mamy świadomość, iż są one własnoręcznie stworzone przez utalentowanego mydlarza z uczuciem i pasją- wówczas tym bardziej można docenić wartość naszego wyboru :)
Zapraszam wszystkich nie tylko do czytania bloga Joanny, gdzie można śledzić na bieżąco jej mydlane "czary mary";) , ale i do odwiedzin w bydgoskim Muzeum Mydła i Historii Brudu, gdzie można wzbogacić swoją wiedzę o sztuce mydlarskiej (i nie tylko ;)) , a także nabyć małe arcydzieła wydobyte z foremek Joanny :)
Wreszcie kochana jesteś! :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię mydełka od Joanny :))
Nareszcie - stęskniłam się za blogowaniem ;) Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś :)
UsuńTe mydełka są równie dobrej jakości, co te z Lawendowej Farmy- a one są moimi ulubionymi :)
Ucieszyłam się na nowy post u Ciebie, piękne te mydełka! Lawendową bryzę chętnie bym wypróbowała:)
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć- a nawet bardzo miło :* Mydełka faktycznie są przepiękne- to prawdziwe rarytasy :) Polecam Ci Lawendową Bryzę- wspaniale działa nie tylko na skórę, ale i na ducha ;)
Usuńekstra wyglądają te cudeńka. Czysta sztuka i do tego użyteczna :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam Tajnashii ;)
UsuńNo w końcu jesteś!! :)) Mydełka wyglądają cudnie :)
OdpowiedzUsuńJestem :) A propos- dziękuję Ci za pamięć Balbinko :* Owszem, wyglądają- a na dodatek równie cudownie się spisują w akcji :)
UsuńMydełka Joanny nie tylko wyglądają wspaniale. Mnie zachwyca również ich jakość :)
OdpowiedzUsuńPo zmydleniu kilku dodatkowych egzemplarzy, które wyszły z jej rąk, jestem przekonana, że każdy kto miał z nimi styczność jest szczęściarzem ;)
UsuńTe mydła to arcydzieła! :)
OdpowiedzUsuń