Wierni czytelnicy- przyłącz się! :)

niedziela, 17 marca 2013

(Przed)wiosenne porządki czas zacząć- cel nr.2- ciało!


  Mimo, iż tak bardzo jej pragniemy, to jednak wiosna nie spieszy się- może to i lepiej, bo na co się długo czeka, to bardziej się docenia ;P
 A póki ciepłe kurtki i płaszcze są nieodzowne, mamy więcej czasu na jeszcze lepsze przygotowanie ciała na czas lekkich, zwiewnych  strojów, które odsłaniają więcej, niż zwykle  ;)
  Dlatego przedwiosenne porządki powinny objąć również całe ciało, bo czasem w trakcie zimy nasz organizm lubi zgromadzić "zapasy na gorsze czasy" w postaci nadprogramowych kilku kilogramów, które nie zawsze się lokują równomiernie.

 Naturalną rzeczą u kobiet jest odkładanie się tłuszczyku w okolicach ud, bioder i brzucha, a towarzyszący temu zjawisku cellulit oraz utrata jędrności i elastyczności skóry jest dodatkowym utrapieniem.
 Mało która kobieta może odetchnąć z ulgą, że jej ten problem nie dotyczy- sama nie jestem ideałem i stojąc przed lustrem mogę obiektywnie ocenić swoje wady i zalety...ale wiem, że w kwestii występowania boczków, wałeczków, oponek i cellulitu nie mogę służyć za podręcznikowy przykład... no, może ten ostatni "cwaniak" śmielej demonstruje swoje zakusy, ale robię, co w mej mocy, aby zdusić jego obecność w zarodku ;)

  Także Drogie Panie- jeżeli chcemy wyglądać oszałamiająco dobrze w krótkich sukienkach, spódniczkach i szortach, nie traćmy ani chwili i zadbajmy o kondycję ciała nie tylko poprzez zmianę diety i regularne ćwiczenia, ale i odpowiednie kosmetyki :)

  Ostatnio testowałam całkowicie naturalną maskę marokańską na bazie glinki ghassoul ze sklepu e-Fiore, na której właściwości pielęgnacyjne miały ogromny wpływ olejki roślinne: arganowy i miętowy, a także wyciąg z henny, woda kwiatowa i pszczeli propolis.

 Po raz pierwszy spotkałam się z taką kombinacją składników w jednym produkcie, także byłam wielce ciekawa sprawowania się maski i efektów jej nakładania. Moje oczekiwania były jasne- zwiększenie jędrności skóry, zniwelowanie zaczątków cellulitu, pomoc w modelowaniu sylwetki i poprawienie krążenia.
 Dodatkowo niebagatelną zaletą była dla mnie obietnica producenta, iż antybakteryjna strona kosmetyku działa przeciwzapalnie, zapobiega powstawaniu żylaków i powoduje działanie lekko peeling'ujące.

 Czy maska podołała owemu zadaniu?


 Opakowanie zawiera 150 g ręcznie robionego kosmetyku naturalnego. Słoiczek z przezroczystego plastiku, z ascetyczną etykietką, i z białą zakrętką nie jest szczytem "dizajnerskich" możliwości, ale dla mnie najważniejszy jest właściwy powód kupna. Za estetyczną otoczkę często przychodzi nam ostro przepłacać, dlatego nie odmawiam uznania również takim prostym opakowaniom. Dzięki nim wiem, że w głównej mierze cena danego produktu zależy od zawartości.

  Po odkręceniu wieczka uderzył mnie bardzo intensywny zapach olejku miętowego i henny- procentowa zawartość tych dwóch składników w masce musi być rzeczywiście znaczna, skoro woń poczyniła tak "Wielkie Wejście" ;)

  Aromat może przeszkadzać osobom o węchu nadwrażliwym na bodźce zapachowe- może wydawać się mdlący i duszący ze względu na swoją intensywność, ale mnie nie zawadzał jakoś szczególnie.
 Osobiście prędzej zakwalifikowałabym go do kategorii  pobudzających i orzeźwiających.

 Popielato-brązowa masa czekała na swój debiut- prezentowała pełnię gotowości ;)


 Zgodnie z instrukcją nabrałam dawkę na tyle dużą, aby pokryć całą powierzchnię nóg. Nie zrobiłam tego- broń Boże!- mokrą ręka, a drewnianym, szerokim patyczkiem po lodzie Magnum (jedno ze znalezisk przedwiosennych porządków, które uznałam za warte darowania "drugiego życia" ;))

 Maseczka o gęstej konsystencji, dobrze rozprowadza się na skórze w trakcie pielęgnacyjnego rytuału  na wybranych partiach skóry dzięki odpowiedniemu wyważeniu proporcji między rozdrobionym pyłem ghassoul oraz olejkami i kwiatową wodą w kosmetyku. Rozmasowałam zatem glinkową masę na całej powierzchni nóg ( uznałam, że ona najbardziej potrzebuje wsparcia ;))  bez przeszkód, a warstewka momentalnie przylgnęła do ciała.

 Uczucie chłodu, jakie nawiedziło moje ciało po kilku minutach, było zaskakująco dojmujące- wiem, że mięta orzeźwia i chłodzi, ale efekt przeszedł moje najśmielsze przypuszczenia: poczułam się tak, jakby z rozgrzanej wodną parą łazienki ktoś chwycił mnie i wrzucił w śnieżną zaspę... reakcja mojego organizmu była adekwatna- szczękanie zębami, gęsia skórka i dreszcze... lekko szokująca teleportacja, ale czego się nie robi dla urody ;P 

 Szybciutko się wytarłam, truchcikiem przebiegłam odległość z łazienki do sypialni i czym prędzej wskoczyłam pod kołdrę, szczelnie okrywając się również kocem... wszystkim przyszłym użytkowniczkom owej maski, lub produktów jej podobnym, polecam zrobić to samo ;)
 Minęło kilkanaście minut, aż uczucie zimna w solidnie ogrzewanym pomieszczeniu, przy owinięciu się pledami na podobieństwo pisklęcia w gnieździe i popijaniu gorącej herbaty, ustąpiło...

 Wyobrażam sobie, że chwila po odbyciu maseczkowego zabiegu musi dostarczać wspaniałego uczucia ulgi podczas letnich upałów...
Taka ucieczka od skwaru dnia w niemal arktyczne rejony byłaby dla mnie świetnym rozwiązaniem, bo jako genetycznie determinowany "wysokociśnieniowiec" bardzo źle znoszę upały, i gdy tylko mogę, to"leżakuję" w wannie z chłodną wodą, lub wyjeżdżam nad jezioro,zalew, czy inne kąpielisko, aby przetrwać ;P

Ale ostrzegam, że jeżeli ktoś ma problemy z nieszczelnością okien i słabym ogrzewaniem w domu/mieszkaniu, to lepiej niech odłoży ową marokańską antycellulitową terapię na bardziej sprzyjające okoliczności ;)

 Po "dojściu do siebie" obejrzałam z zainteresowaniem skutki swego pielęgnacyjnego poświęcenia- skórę na łydkach, udach i pośladkach gładką, napiętą i zdrowo wyglądającą, choć nie pozbawioną tych mankamentów, z myślą o których zaczęłam stosowanie glinkowej maski...

 Wiadomo, że trudno oczekiwać zatrważających postępów po kilku użyciach, na jakie pozwala jedno opakowanie kosmetyku... przydałaby się włączenie takich chłodzących okładów jeżeli nie do stałego, to choć kilkumiesięcznego programu pielęgnacyjnego.


Oto pełen skład maski marokańskiej:

mud ghassoul, argania spinosa, oil Apis mellifera- propolis, aqua henna, oil mint, perfum flovers, aqua flauers

W 100% naturalny kosmetyk bez sztucznych dodatków i konserwantów

 Zgodne współdziałanie wszystkich składników ma na celu redukcję suchości i łuszczenia się skóry, usuwanie martwych komórek naskórka, oczyszczanie porów skóry i dezynfekcję, a także odżywienie ciała i włosów, poprawę wyglądu i nadanie zdrowego kolorytu skórze.
 Marokańska kompozycja ma zatem wiele zalet- usuwa nagromadzone toksyny i drobnoustroje z organizmu, stanowi barierę dla czynników chemicznych.

Glinka ghassoul zawarta w masce, dostarcza wszystkich  makro i mikroelementów, niezbędnych prawidłowemu funkcjonowaniu komórek skóry, w formie dobrze przyswajalnej przez organizm człowieka: krzem, fosfor, żelazo, azot, wapń, magnez, potas aluminium, cynk, miedź, selen...
 Skondensowane pierwiastki w glince gwarantują uzupełnienie niedoboru pierwiastków i soli mineralnych w organizmie.

 Długotrwałe stosowanie okładów z glinkowej maski w ramach argiloterapii może sprzyjać leczeniu schorzeń skóry (wyprysk alergiczny, łuszczyca, róża, brodawki), chronicznych i ostrych stanów zapalnych: stawów, kręgosłupa, mięśni, nerwów obwodowych, stanów pourazowych (stłuczenia, naciągnięcia więzadła, złamania kości), żylaków.

 Kosmetyk oparty na marokańskiej recepturze respektującej potencjał Natury jest dostępny w sklepie e-Fiore (cena 24,50 zł)- chętnie będę kontynuować glinkowe zabiegi, gdyż już pierwsze przesłanki, jakie zaobserwowałam na moim ciele, z powodzeniem mnie do tego zachęciły.

 Jestem ciekawa, jak dalej sytuacja się rozwinie :)


PS.  Na firmowym blogu e-Fiore "Opowieści naturalnej treści" jest organizowany dwuetapowy konkurs dla wszystkich osób posiadających bloga i chcących przetestować sławne czarne mydło z cennym dodatkiem olejku z róży damasceńskiej.
 Do testowania jest przygotowanych 5 egzemplarzy testerów, a nagroda główna- za przygotowanie najciekawszych recenzji napisanych w ramach testu- to zestaw: mydło różane z aloesem + olejek z owoców dzikiej róży + rękawica sizalowa do masażu ciała.
  Chętnych do zmierzenia się z wyzwaniem naturalnej pielęgnacji zapraszam po więcej szczegółów na blog "Opowieści naturalnej treści" :)


10 komentarzy:

  1. póki co glinek używałam tylko do twarzy, ale być może warto było by zainteresować się taką maską na ciało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta maska nie nadaje się do twarzy- jest stanowczo zbyt mocna... już sobie wyobrażam moją minę, jakbym tak zaczęła eksperymentować w tym kierunku ;)

      Za to inne kompozycje glinkowo-roślinne w formie maski na twarz- jestem za! :)

      Usuń
  2. Lubię nakładać glinki na ciało, jest przy tym trochę zachodu, ale warto się poświęcić:) Przełączam się do porządków:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również- zachód jest...no i otoczenie czasem cierpi ;) Ale wystarczy opłukać brodzik/wannę i sprawa załatwiona :D

      A bez porządków ani rusz- najlepiej przeprowadzać je regularnie ;)

      Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Karolino, to nie jest konwalia, a śnieżyca... :) A już myślałam, że to nadzwyczaj ciekawy tytuł Cię zwabił hehe ;P

      Usuń
  4. hmm ciekawa, rzeczywiście na lato może być genialna, chetnie się skuszę przy następnym zamówieniu:]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się skusisz, to daj znać- jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń :)

      Na lato będzie jak znalazł- nawet jako dodatek do dezynfekującej i orzeźwiającej kąpieli stóp. Taki chłodek potrafi być urokliwie błogi, gdy termometr wskazuje +30 ;)

      Usuń
  5. Będę pamiętać o efekcie chłodzenia, na lato jak znalazł :) Maseczek do ciała nie miałam okazji stosować, ale wszystko przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto spróbować- akurat w przypadku tej maski od razu "czuć", że działa, i spokojnie poradziłaby sobie przy dłuższym stosowaniu ze znielubionymi defektami.
      A "lodowy" efekt... latem bezcenny! :)

      Usuń