Tradycyjne czarne mydło wytwarzane w Maroku to zdecydowanie jeden z najbardziej zadziwiających kosmetyków, jakich kiedykolwiek używałam. Teraz wiem, że prawdopodobnie nic innego nie uwolni mej cery od zbędnej warstewki naskórka oraz innych niemile widzianych niespodzianek w tak efektownym, acz łagodnym stylu(mogłabym rzec, w stylu iście dżentelmeńskim ;) )
Savon Noir działała jak wytrawny peeling enzymatyczny- delikatnie złuszcza naskórek, równocześnie oczyszczając skutecznie powierzchnię skóry. Przekonałam się osobiście o jego właściwościach kojących i uspokajających. Prawdziwe czarne mydło jest w 100% roślinne- uzyskuje się je z mieszaniny oliwy i rozdrobnionych czarnych oliwek, dzięki czemu w naturalny sposób jest bogate w witaminę E.
Przyniesie ono pielęgnacyjne korzyści każdego rodzaju skórze i jako posiadaczka nadzwyczaj kapryśnej, skłonnej do wyprysków i podrażnień cery jestem skłonna podpisać się pod tym stwierdzeniem obiema rękami :)
Opakowanie mieści 200 g czarnego mydła- patrząc pod kątem niesamowitej wydajności kosmetyku, jest to ilość imponująco duża. Jednorazowa aplikacja pochłania naprawdę niewielką ilość. Używam tego cudu od miesiąca i przy regularnym stosowaniu z opakowania ubyło zaledwie ok. 15% ... Savon Noir stosuje się zarówno do twarzy, jak i ciała(tutaj idealnym dopełnieniem zabiegu jest osławiona rękawica Hammam), ja jednak wybrałam pierwszą opcję, bo mam świadomość tego, jak wspaniale wpływa ono na moją cerę i po prostu żal mi go stosować na inne partie ciała, gdy przecież mogę zająć się nimi w inny sposób :)
Plastikowy pojemnik ma podwójną pokrywkę, co dodatkowo chroni cenną zawartość.
Zanim zdjęłam po raz pierwszy wieczko spodziewałam się ujrzeć idealnie jednolitą, ubita i zwartą masę mydlaną.
Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że czarne mydło wcale nie jest takie czarne, jak go zwą, a jako że naturalne kosmetyki mają skłonność do podziału na warstwy, to moim oczom ukazały się jaśniejsze wyspy skąpane w oliwkowym płynie, kryjącym ciemną otchłań... ;)
A tak na poważnie ;) - właściwa pasta czarnego mydła, przypominająca nieco z konsystencji wazelinę, barwę ogólnie ma ciemnożółtą, zaś miejscami brunatno-brązową.
Szklista masa roztacza intensywnie oliwkowy zapach, który bardzo lubię, choć wiem, że niektórym może przeszkadzać. Aby peelingujący masaż dla każdego był absolutną przyjemnością, można dodać do rozrobienia oliwkowej masy kilka kropli ulubionego olejku eterycznego- ja zdecydowanie najbardziej lubię dokonywać tego zabiegu w towarzystwie nut zapachowych pomarańczy :)
To z pewnością wzbogaci marokański rytuał o dodatkowy aspekt aromaterapeutyczny.
Nakładanie Savon Noir wymaga zastosowania szczególnej techniki, co może być nieco uciążliwe. Trzeba wpierw wyjąć łyżką lub palcami z pojemnika i rozsmarować na skórze.
Ale uwaga!- trzeba przy tym pamiętać, że do wnętrza opakowania z kosmetykiem absolutnie nie może dostać się woda. To spowodowałoby utratę świeżości oraz charakterystycznych właściwości.
W kontakcie z wodą zamienia się w kremową piankę, dobrze oczyszcza twarz a przy okazji peelinguje. Savon Noir w takiej postaci należy nałożyć mydło na całe ciało i pozostawić na skórze na kilka minut przygotowując ją do delikatnego złuszczenia naskórka. Następnie, delikatnymi ruchami, masujemy ciało pokryte masą mydlaną i na koniec spłukujemy pod bieżącą letnią wodą.
Po nałożeniu odczuwam lekkie uczucie ściągnięcia i delikatnego szczypania, lecz tylko na niektórych partiach twarzy- to oznacza, że mydło aktywnie wypełnia wyznaczoną misję :) (zaznaczę, że nigdy nie zaobserwowałam na skórze najmniejszego zaczerwienienia, co byłoby rzecz jasna objawem alergicznego podrażnienia). Po zmyciu ściągnięcie i szczypanie jest znikome a gdy tylko nałożę krem nawilżający całkowicie znika.
Skóra dzięki czarnemu mydłu zyskuje wyjątkową gładkość oraz ładnie rozjaśniony wygląd.
Tak, jak w przypadku innych produktów złuszczających, nie ma potrzeby stosować Savon Noir codziennie- przez wzgląd na jego dogłębnie oczyszczające cechy zdecydowanie wystarczą 3 zabiegi w tygodniu.
Zdaje mi się, że właśnie znalazłam swój numer 1 wśrod peelingów do twarzy- inne kosmetyki tego typu będą musiały nieźle się wykazać, by zrzucić Savon Noir z piedestału :)
Czarne mydło z pewnością zasługuje na miano marokańskiego złota nie mniej niż powszechnie obwołane "złotko"- olej arganowy ;)
Znalazło ono przystań m.in. w Mydlarni pod Aniołem- zachęcam was serdecznie do poznania cudownych właściwości tego kosmetyku, będącego kwintesencją wszystkiego, co najlepsze w naturalnej kosmetyce :)
ja mam w płynie, już mi się kończy i chcę spróbować teraz w tej wersji :)
OdpowiedzUsuńWygląda obłędnie, aż chciałoby się wypróbować.
OdpowiedzUsuńOooo to ja go na pewno kupię jak tylko skończy mi się mój peeling - czyli niedługo :) Wygląda fajnie i dzięki Twojej recenzji chce się go mieć :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi takie czarne mydło - zastanawiam się nad jego zakupem.
OdpowiedzUsuńJa ciągle szuka ideału aktualnie używam enzymatycznego z Lirene ale to nie to jednak ;p
OdpowiedzUsuńLubię czarne mydło ;) Mam takie pachnące ...
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do zabawy :)
OdpowiedzUsuńhttp://fyourbeauty.blogspot.com/2012/10/tag-pazdziernik-miesiacem-maseczek.html
Kochana, zapraszam Cię do zabawy :)
OdpowiedzUsuńhttp://ania-recenzuje.blogspot.com/2012/10/tag-pazdziernik-miesiacem-maseczek.html
ja miałam do czynienia z czarnym mydłem naturado i ono ma kolor taki ciemny brąz, mi niestety nie przypasowało zupełnie:/
OdpowiedzUsuń