Pod lupę wzięłam tym razem kosmetyki marki BingoSpa- fenomenu rynku kosmetycznego, który zagościł w kilkunastu krajach, m.in. USA, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Rumunii, Czechach i na Węgrzech. Podbija świat ze względu na przystępne ceny produktów, liczne kompozycje zapachowe oraz deklarowanie wykorzystywania naturalnych wyciągów roślinnych. Kosmopolita ten istnieje od 1988 roku i oferuje prawie 400 kosmetyków.
Zacznę od kosmetyku, którego w ciemno typowałam na mojego faworyta, jako że jestem fanką słodkości. Prawdziwą czekoladę cechuje ujmujący zapach, aksamitna konsystencja i- na swój tajemno-endorfinowy sposób- lecznicze właściwości względem ponurego nastroju, a przy tym dostarczanie organizmowi- oprócz niezaprzeczanej bomby kalorycznej ;)-cennych związków odżywczych.
Ile cech zaczerpnął z tej jadalnej inspiracji czekoladowy krem pod prysznic BingoSpa?
Z przykrością muszę napisać, że niewiele.
W butelce- której ujęcie stanowi zdjęcie główne tego postu- znajduje się krem o płynnej konsystencji i idealnie kakaowym zabarwieniu. Wygląd kosmetyku skutecznie imituje samą czekoladę.
Niestety zapach nie jest już tak doskonały- wyraźnie można wyczuć w nim syntetyczną nutkę...
Krem można użyć zarówno jako płyn do kąpieli, jak i żel pod prysznic. Trzeba przyznać, że dość słabo się pieni, aczkolwiek na skórze dobrze się rozprowadza.
Wedle zapewnień producenta "czekoladowy krem pod prysznic BingoSpa wzmacnia i chroni warstwę lipidową skóry. Działa antystarzeniowo i poprawia samopoczucie, stymulując produkcję endorfin."- z tym w rzeczywistości może być różnie...
Zauważyłam, że po wzięciu prysznica z użyciem kremu, moja skóra była mocno wysuszona, pokryta jakby białawym nalotem, co nie mogło spotkać się u mnie z dobrym przyjęciem- dzięki temu o endorfinach nawet mowy nie ma. Działanie antystarzeniowe? Może na dłuższą metę miałby się ten kosmetyk takowym wykazać, jednak przy równoczesnym wysuszaniu skóry falstartem- stanowczo podziękuję.
Oto skład wspomnianego kremu czekoladowego BingoSpa - nie omieszkałam pogrubić kilku kontrowersyjnych substancji i nieścisłości, które będą przeszkadzać eko-konsumentowi:
Aqua, Sodium Laureth-2 Sulfate, Sodium Dodecylbenzenesulfonate,Cocamide DEA,(czołowe miejsca w składzie!) Sodium Chloride (przy tak doborowym towarzystwie ni dziwnego, że dotkliwie wysuszyło mi skórę...), Styrene/Acrylates Copolymer, Theobroma Cacao Seed Butter, Lactic Acid, Propylene Glycol (and) (!? to "and" może równie dobrze znaczyć, że nie ma tam ani krzty:) Camelia Sinesis Leaf Exctrat, Prunus Dulcis( Sweet Almond) Oil, Parfum, DMDM-Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
Po tej uroczej kolorowance pozostają na placu boju: Aqua( ha ha...), Theobroma Cacao Seed Butter, Lactic Acid, Prunus Dulcis( Sweet Almond) Oil...oraz rycerz widmo: Camelia Sinesis Leaf Exctrat- ostatni sprawiedliwi- zdecydowanie niedostatecznie liczni i za odlegle usadowieni od głównych miejsc w składzie, by wygrać bitwę i piękno...
Cena- 12 zł za 300 ml.
Krótko podsumowując- niczym szczególnie dobrym ten kosmetyk się niestety nie wykazał-ani pod względem działania, ani składu...
"Skoro mój- pierwotnie- faworyt okazał się niewypałem, to co może kryć maska algowa...?"- zastanawiałam się z rezerwą czytając skład- nieco lepszy niż w przypadku czekoladowego kremu pod prysznic- i wdychając ostry- jak dla mnie zbyt ostry- zapach, który przypomina bardziej żel do maksymalnej stylizacji włosów niż specyfik do "nawilżania i oczyszczania" twarzy.
W 120 g kosmetyku kosztującego 10 zł -jak ogłasza producent- znajduje się: 3600 mg ekstraktu algowego z Ascophyllum, Spirulina, Nori, Laminaria i morszczynu i 2400 mg kolagenu.
Hmm piękna wizja, lecz owa maska do twarzy do cery normalnej zawiera wszystkie rodzaje parabenów, glikol propylenowy i inne różności - zerknijcie na skład:
Agua, Glyceryn, Fucus Vesiculosus Extract, Laminaria Digitata Extract, Spirulina Maxima Extract, Porphyra Umbilicalis Extract, Ascophyllum Nododum Extract, Soluble Collagen, TEA, Acrylates/ Steareth-20 Mathacrylate Copolymer, Carbomer, Propylene Glicol, Parfum, Sodium Benzoate, Ethylparaben, Methylparaben, Propylparaben.
Szczerze obawiałam się jej nakładać wedle zaleceń producenta, bo znam dobrze moją wrażliwą, alergiczną skórę.
Zrobiłam zatem mini test- taki, jak to się zwykło czynić przy okazji farb do włosów.
Moje oczekiwania niestety sprawdziły się- nie upłynęło 5 minut od nałożenia mętno-białawego żelu, gdy pojawił się na skrawku mojej szyi różowy wykwit zwiastowany swędzeniem...
Ze zrozumiałych przyczyn recenzja tego kosmetyku będzie krótka- apeluję do alergiczek: uważajcie na ten kosmetyk bo może narobić u Was szkód.
Niestety kosmetykom BingoSpa daleko jest do zobowiązującego miana naturalnych i bezpiecznych.
Przykro mi kończyć notkę powstałą przez negatywne oceny, lecz muszę powiedzieć, że te kosmetyki bynajmniej nie spełniły swej teoretycznie upiększającej misji.
Witam :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek ale zostaje i dodaję do obserwowanych. Co do posta to rzeczywiście skład kosmetyków jest bogaty w ulepszacze ale w moim przypadku mimo alergicznej skóry nic się nie dzieje, a z kosmetyków które dostałam do testów jestem bardzo zadowolona i planuję już kolejny zakup.
Pozdrawiam:)
Witam również:)
UsuńWiadomo, każdy może inaczej reagować na kosmetyki- jeśli u Ciebie obyło się bez przykrych niespodzianek, to tym lepiej:)
Który kosmetyk z gamy BingoSpa najbardziej Ci się spodobał?
Pozdrawiam :*
ooo nowa recenzja, fajnie, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Saurio :*
OdpowiedzUsuńNie powiem, troszkę zbyt długo trwała moja rozłąka z blogiem i stęskniłam się :)
Bingo Spa to raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam kosmetyków BingoSpa i raczej nie będę miała. W jednym ze sklepów stacjonarnych w moim mieście widziałam dwie maski do włosów tej marki, już nie pamiętam które. Myślałam, że sobie jedną kupię, ale jak poczytałam składy to mi się odechciało i nie kupiłam. Po Twojej recenzji tym bardziej żadnego ich kosmetyku nie kupię.
OdpowiedzUsuńDodaję do obserwowanych.
nigdy nic od nich nie miałam, dużo się naczytałam ale składów to raczej nikt nie podawał więc cieszę się że w końcu trafiłam w miejsce gdzie ktoś poruszył ten temat :)
OdpowiedzUsuń