Wierni czytelnicy- przyłącz się! :)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skóra normalna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skóra normalna. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Wielki błękit letniego wieczoru- niebo i morze zespolone lawendą


 Wakacyjny czas kojarzy się większości z beztroskim odpoczynkiem pod gołym niebem i nad wodą zapraszającą do kąpieli- sama nie jestem wyjątkiem :)
 Na myśl o lecie automatycznie zapala się w moim mózgu obraz morskiego wybrzeża w najwspanialszej odsłonie: niebo malowane wieczornymi barwami, piasek nagrzany w trakcie dnia, słona bryza muskająca policzki... i to cudowne poczucie letniego relaksu...

 Na takie doznania warto czekać- choćby i cały rok ;)

 Idąc tokiem tych rześkich skojarzeń nie mogłabym nie wspomnieć o ostatnio poznanym- i już zmydlonym do cna ;) - wyjątkowym duecie lawendowych mydełek handmade, łączącym moje wyobrażenie o jedności wakacyjnego nieba i morskich fal zgodnie odbijających lawendowy odcień fioletu, sygnalizujący rychłe nadejście nocy i oswobodzenie z dziennego skwaru :)

 Lawenda symbolizuje ziszczenie marzeń i snów, a także błogie zapomnienie i rozwianie wszelkich obaw- pamiętajmy jednak, że w mglistej i raczej intuicyjnej sferze tajemniczych symboli i znaków tkwi zawsze sens przekładający się na prawdę życiową :) 
 Otóż lawendowe opary rzeczywiście łagodzą stres, rozwiewają złe myśli, pozwalając nam zaczerpnąć przyjemności płynącej z uczucia czystości i troskliwości płynących z natury.
 Zapach ten koi umysł i pomaga przy trudnościach w zasypianiu, co daje fantastyczny efekt podczas wieczornych kąpieli. Istnieje wiele sposobów, aby się o tym przekonać - wie o tym również Joanna prowadząca blog Mydła Naturalne, która swoje mydlane kompozycje często przyprawia m.in. orzeźwiającą mocą lawendy, którą- jak można wyczytać we wpisach- uważa za jedną ze swych ulubionych :)

 Lawendowe mydełka Joanny są nie tylko urzekająco dekoracyjne, ale i praktyczne. Można bez obaw stosować je do pielęgnacji całego ciała- zachwycone będą nimi zwłaszcza osoby o cerze problematycznej: trądzikowej i mieszanej, ze względu na walory antybakteryjne i przeciwzapalne, których naturalna siła zostaje delikatnie złagodzona przez oleje bazowe- służy to lepszej tolerancji oczyszczającego potencjału kosmetyków przez osoby o wrażliwej na podrażnienia skórze.

Olej kokosowy, olej rycynowy, olej palmowy, wosk pszczeli oraz oliwa z oliwek z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego z lawendy- to najbardziej charakterystyczne składniki stosowane przez Joannę do wykonania mydlanych cudów, których kolor dla uatrakcyjnienia doznań wizualnych zawsze zostaje wzmocniony naturalnymi barwnikami pochodzenia mineralnego. 

 Chciałabym Wam przedstawić pięknie mieniące się fioletem mydła, które ostatnio podbiły moje serce... i zyskały zarazem aprobatę kapryśnej cery ;)

 Oto mydła nasycone pielęgnacyjną mocą przyrody, które w lawendowym stylu reprezentują dwa nadmorskie żywioły- wodę i powietrze :)


  W sfotografowanym przez Joannę wiklinowym koszyku pysznią się mini-babeczki mydlane, przyozdobione motywami oceanicznymi. Na fioletowej, dekoracyjnie karbowanej powierzchni znajdziemy symbole morskiej toni i dna: rybki, rozgwiazdy, pławikoniki, muszle - gotowe do kąpieli urozmaiconej bajeczną zabawą :) 

 Nie tylko kreatywne wykorzystanie wizerunków wodnych stworzeń stanowi o wyjątkowości tego mydlanego patentu- na mini-babeczki składają się dwie różne nuty zapachowe i dwa osobno wykonane elementy, dzięki sztuce mydlarskiej połączone dla wykonania jednego produktu.


 Moja własna babeczka- choć malutka- to jednak wykazywała się wielkim hartem ducha i walczyła dzielnie z niedoskonałościami mojej cery, pieniąc się groźnie pod wpływem wody i czyhając na wrogą bakterię wszelakiej maści ;) Nie byłoby to oczywiście możliwe bez tak doborowego  zestawu składników, o jakie postarała się jej zacna autorka.

 Już dawno zauważyłam, że naturalne mydła wpływają o wiele lepiej na moją skórę niż inne środki do oczyszczającej fazy pielęgnacji. Wszystkie mleczka, żele, pianki i płyny micelarne odpadają w przedbiegach...no, może z wyjątkiem miceli, bo cóż innego lepiej poradzi sobie z delikatną okolicą oczu i makijażem jej właściwym? ;) 


 A oto pastelowe kostki, które powstały pod wpływem fascynacji jednym z pierwszych wiosennych dni, który zdawał się być odpowiedzią na tęsknotę  za ciepłym wiatrem i jasnym niebem.

 Autorka przytacza na blogu skomplikowanie brzmiącą( przynajmniej dla mnie, jako DIY-owego laika kosmetycznego ;)) procedurę stworzenia takich dwuwarstwowych mydełek- otóż dolna warstwa pachnąca lawendą zostaje wykonana przez Joannę "na zimno" przy użyciu z oliwy z oliwek, oleju palmowego, oleju rycynowego, wosku pszczelego i naturalnego olejku eterycznego z lawendy, a górna (czyli obłoczek ;)) powstaje dzięki ubijaniu oleju palmowego, oleju kokosowego i oliwy z oliwek z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego z trawy cytrynowej.

  Kostki zostały nazwane"Lawendowa bryza"- gdyż, jak to sama Joanna stwierdziła,"(...) kostki te kojarzą mi się z niebem w środku lata z niewielkimi białymi chmurkami..." :)

 Mój egzemplarz- jak widać na poniższym zdjęciu ;)- w chwili uwiecznienia był już trochę wysłużony.  Jego "niewyjściowy" stan jest spowodowany intensywną eksploatacją, jaka przeprowadzałam wytrwale przez -bagatela - 2 tygodnie.
 Z ukończeniem kostki uporałam się przed kilkoma dniami, także podsumowując- ok. 100 gramowa "Lawendowa bryza" służyła mi do codziennej toalety twarzy przez miesiąc. Wynik niczego sobie :) A żeby słowom stało się zadość ;)- były już zdjęcia mydeł a'la"nowiutkie- świeżutkie"- to teraz dla odmiany "zapracowane-ale zadowolone" ;P :



 Uczucie absolutnej czystości, nieskazitelny wygląd cery, dobre samopoczucie- nie zmącone żadnymi dolegliwościami ;) - i towarzysząca nam po dokonaniu toalety nutka lawendowej świeżości- dla tych wrażeń warto zadbać o wzorową pielęgnację skóry przy pomocy naturalnych mydeł... A gdy mamy świadomość, iż są one własnoręcznie stworzone przez utalentowanego mydlarza z uczuciem i pasją- wówczas tym bardziej można docenić wartość naszego wyboru :)

 Zapraszam wszystkich nie tylko do czytania bloga Joanny, gdzie można śledzić na bieżąco jej mydlane "czary mary";) , ale i do odwiedzin w bydgoskim Muzeum Mydła i Historii Brudu, gdzie można wzbogacić swoją wiedzę o sztuce mydlarskiej (i nie tylko ;)) , a także nabyć małe arcydzieła wydobyte z foremek Joanny :)



czwartek, 11 kwietnia 2013

Gdy czekam na fiołki, swoją tęsknotę koję lawendą :)


 Wonne fiołki są kwintesencją  uroku wczesnej wiosny - może i nie należą do najbardziej okazałych i ekstrawaganckich kwiatów, lecz ich intensywnego miodowo słodkiego zapachu nie da się przeoczyć. Tak samo jest z pierwszymi oznakami przybycia pory roku rozkwitu i nowego życia- są subtelne, ale każdy może bez trudu wyczuć, że powietrze jest przesycone tą charakterystyczną aurą, która rozbudza optymizm i radość :)

 Ogrody, parki i zagajniki zalane falą zieleni przetykanej co rusz fioletowymi punkcikami, wiatr przynoszący ich cudowny aromat... bardzo ciężko się powstrzymać przed zabraniem choćby kilku malutkich kwiatków ze sobą, aby cieszyć się ich obecnością na każdym kroku :)

 Kiedy w połowie kwietnia w ubiegłego roku żegnałam wzrokiem fiołki, których czas dobiegł końca, nie przypuszczałam, że rok później wciąż będę  na nie czekać....
 Tęsknotę za kwiatami staram się w jakiś sposób złagodzić- substytutem świeżego bukiecika w porcelanowym wazoniku staje się niemal tak samo fioletowa i miło pachnąca kostka... w drewnianej mydelniczce ;)



 Zapach kwitnącej prowansalskiej plantacji pogrążonej w bezczasie póki co musi zastąpić ten najbardziej kojarzący mi się z prawdziwym polskim sezonem wiosennym :)

  O specyfice marsylskich mydeł pisałam już niejednokrotnie na blogu- moje mydełko pochodzące ze sklepu e-Fiore również wpisuje się w standardy receptury rodem z Francji.


 Sygnowane marką Le Chatelard  marsylskie mydło w 72% składa się z oleju palmowego, gliceryny roślinnej i wyciągu z lawendy, a przy tym nie zawiera tłuszczów zwierzęcych, nie było testowane na zwierzętach, jest biodegradowalne, a swój intrygujący kolor zawdzięcza pigmentom naturalnym....



 Jego wadą jest obecność EDTA w składzie, ale niestety obecnie większość "Marsylczyków" tak już ma.

  Lawendowe mydło marsylskie ma neutralne dla skóry pH oraz właściwości odkażające- może być stosowane jako środek dezynfekujący skaleczenia i otarcia. Wspomaga odbudowę naskórka i bardzo łagodnie oczyszcza bez ryzyka wystąpienia podrażnień. Z tego powodu polecane jest do pielęgnacji cery wykazującej nadmierną wrażliwość i skłonności do reakcji alergicznych, z AZS, trądzikiem czy łuszczycą, a także do higieny intymnej i mycia włosów....

 ... swoich długich włosów zwykle nie mam odwagi potraktować mydłem, bo jednak efekt plątania się kosmyków i ich sztywności jest o wiele większy, niż w przypadku płynnych szamponów.

 Dobrze sprawdzało się od czasu do czasu syryjskie Aleppo ( w połączeniu z płukanką octową, ale po zastosowaniu mydła marsylskiego mam wrażenie, że kolor jest trochę przygaszony, a włosy niezbyt lśniące : /...

 Dlatego wolę jednak najbardziej popularny typ kosmetyku do oczyszczania skóry głowy i fryzury jej towarzyszącej.



 Widoczna na powyższym zdjęciu kostka marsylska posiada wagę 300g, dzięki niej wystarcza na baaaardzo długo :)


 Aby korzystanie z usług takiego olbrzyma było łatwiejsze najlepiej jest podzielić okazałą kostkę na mniejsze części i każdą spożytkować w innym celu: do oczyszczania cery, do kąpieli całego ciała oraz do usuwania miejscowych zabrudzeń z ubrań- nawet tych wyjątkowo uciążliwych.

 Zwykle swoje odłamki, których nie przeznaczam do toalety ciała, ścieram na tarce- w ten sposób zyskuję się wygodne w użyciu mydlane płatki- taka forma będzie idealna w przypadku kąpieli niemowląt i kilkulatków (wystarczy wsypać lawendowe wiórki do ciepłej wody, a następnie włożyć szkraba do wanienki ) oraz do prania jako zamiennik proszku- mydło chroni  nawet najbardziej delikatne tkaniny przed zniszczeniem podczas ręcznego i prania w pralce automatycznej.

 Lawendowe mydło prosto z Francji znaleźć można m.in w sklepie e-Fiore, który własnie organizuje ciekawą akcję promocyjną- od poniedziałku trwa Mydlany Tydzień polegający na tym, że każdego dnia inne mydła naturalne zostaje objęte 20% zniżką (mp. dzisiaj można kupić jeszcze syryjskie Aleppo z zawartością 22% laurie).



 Jeżeli akurat potrzebujecie uzupełnić kosmetyczne zapasy, a chcielibyście spróbować nowego rodzaju mydła w korzystniejszej cenie- lub kupić już sprawdzone i polubione, to e-Fiore będzie dobrym miejscem do odwiedzin :)


środa, 10 kwietnia 2013

Szept cedrowego lasu, mgiełka zbawiennego orzeźwienia na marokańskiej pustyni oraz maślany zachwyt w oczach...- czyli moje mydełka z Lawendowej Farmy :)

 

 Kocham naturalne mydła- od blisko 3 lat z własnego wyboru nie używam żadnych żeli, pianek i innych tym podobnych nowoczesnych wynalazków do oczyszczania twarzy i ciała... i moja skóra dzięki tej tradycyjnej pielęgnacji (którą kolorowe magazyny i telewizyjne reklamy próbują zaszufladkować jako przestarzałą i szkodliwą dla skóry ;]) bardzo dobrze się miewa :)

 Przy usuwaniu rutynowych zanieczyszczeń i resztek makijażu mydełka są wiernymi pomocnikami- jedyny wyjątek czynię w przypadku demakijażu oczu, bo ze zrozumiałych względów, o których nawet malutkie dzieci wiedzą, wolę nie ryzykować kontaktu mydlin z tą delikatna okolicą ;)

 Moimi wielkimi odkryciami ostatniego miesiąca są mydła firmy Lawendowa Farma, które ochoczo stosowałam :)

 O kosmetykach tego kameralnego sklepiku czytałam już dawniej pozytywne opinie lubianych przeze mnie blogerek- to właśnie m.in reniakicia, idalia, Czarodzielnica, naturalozakupoholiczka rozbudziły we mnie ciekawość ukierunkowaną właśnie na Lawendową Farmę...

... ale same wiecie, jak to jest, gdy blogi wzniecą apetyt na zakupy ogromnej ilości świetnych produktów- lista potencjalnych KWC rośnie, rośnie i rośnie... aż staje się bardzo długa, a  każdy kosmetyk musi poczekać na swoją kolej, aby mieć szanse się wykazać ;)

 Zdradzę Wam, że bardzo żałuję, iż wcześniej nie zabrałam się za złożenie zamówienia- jest ku temu kilka bardzo ważnych powodów :)

 Właścicielka Lawendowej Farmy- Pani Ewa Wasilak- dba o to, by autorskie kosmetyki pełne naturalnego dobra wyróżniały oryginalne i chwytliwe nazwy stworzone z fantazją.
 Za każdym razem, gdy przeglądam witrynę sklepiku, nie jestem w stanie powstrzymać mimowolnego uśmiechu na twarzy i fali autentycznej sympatii- bo jak mogłabym nie polubić Krewkiego Ziółka, Krzepkiej Pokrzywy, Panny Dziewanny...
 A te wszystkie mydlane Bobasy- Nagietkowy, Owsiany i Rumiankowy- mają tak sobie leżeć bez opieki i czekać na mnie w nieskończoność...?
 Nawet Czarna Mamba w tak doborowym towarzystwie nie wydaje się szczególnie kąśliwa- mam wrażenie, że na pewno pozwoliłaby się oswoić i pod moim troskliwym okiem stałaby się przymilnym domowym pupilkiem ;)

 Bardzo podoba mi się też nowy wygląd papierowych opasek, którymi jest opatrzone każde mydełko. Projekt jest oszczędny w ozdobniki, lecz ujmujący swoją niewymuszoną elegancją prostej formy... czuć w nim nutkę klasyki w dobrym stylu :)


 A oto wyhodowana w bezpiecznej zagrodzie Lawendowej Farmy urocza trzódka, która towarzyszyła mi każdego dnia przez cały marzec... aż do teraz :)

 Przedstawione poniżej mydełka z Lawendowej Farmy zgłosiłam jako swoich ulubieńców zarówno do plebiscytu Lili Naturalnej na najlepszy kosmetyk naturalny, a także wspomniałam o nich świeżo upieczonej poławiaczce polskich pereł- Angel :)


*


Maślankowe 

 To mydełko jest bardzo uniwersalne- może uprzyjemnić kąpiel w stylu Kleopatry, jak i posłużyć do dokonania regularnej toalety cery dojrzałej, wrażliwej, normalnej... lub niedomagającej z powodu okresowych trudności adaptacyjnych (mój przypadek ;))
  Mydło maślankowe stosuję, gdy mam problemy z nadmiernym przesuszeniem, bądź atopowym zapaleniem cery. Kostka jest idealnie gładka, jednolitego koloru- sprawdza się świetnie zwłaszcza wieczorem, gdy cera potrzebuje odpoczynku :)

 We wdychanym aromacie mydełka przebija się słodycz przywodząca na myśl skondensowane mleko- dopiero po dłuższej chwili kontemplacji nadchodzi przyjemne muśnięcie zmysłów cytryną, cedrem i różą.


Skład:

olej kokosowy,olej ze słodkich migdałów (20%) , oliwa, masło shea, maślanka naturalna (2% tłuszczu), olejek eteryczny cedrowy i cytrynowy, olejek  zapachowy różany, wodorotlenek sodu, woda
*


Cedrowy Las

 Mydło cedrowe stosuję na co dzień w ramach normalizacji wydzielania sebum i do demakijażu twarzy- działa antyseptycznie, wspomaga rewitalizacje skóry.

 To mydełko bardziej unisex'owe, niż mogłoby się wydawać- zapach cedru bardzo dobrze prezentuje się zarówno na damskiej, jak i na męskiej skórze :)


Skład:

Oliwa, olej kokosowy, olej słonecznikowy, olej palmowy, olejek eteryczny cedrowy, olejek eteryczny cytrynowy, wodorotlenek sodu, woda.

* Niestety aktualnie Lawendowa Farma nie ma go w swojej ofercie- jednak co jakiś czas konkretne pozycje powracają do łask, więc mam nadzieję, że tak będzie również w tym przypadku :)

*


Orzeźwiające Maroko 

 Mydełko posiada świeżość tchnącą z jodłowego igliwia doprawioną odrobinką egzotycznej paczuli. Zarówno sama kostka, jak i piana nosi wyraźny ślad marokańskiego zapachu glinki ghassoul (tak, mój nos wyraźnie czuje, że owa glinka ma specyficzny zapaszek ;)) Mam wrażenie, że swoje trzy grosze dodaje również oliwa i olej kokosowy, bo mieszanka w ostatecznym odbiorze jest wyrazista, lecz taktownie wyciszona.

 To mydełko w sam raz dla cery tłustej, mieszanej i trądzikowej- stosuję je, gdy mam problemy z nadmiernym zanieczyszczeniem, zaskórnikami i gdy pojawią się trudno gojące się ropne stany zapalne.

 Jeżeli miałabym wybierać spośród tych mydełek najulubieńsze z ulubionych, to byłoby to właśnie "Orzeźwiające Maroko"!


Skład:

oliwa, olej kokosowy, olej palmowy, olej rycynowy, masło shea, marokańska glinka ghassoul, olejki eteryczne: jodłowy i paczuli, wodorotlenek sodu, woda.


*

 Moje kostki pienią się wzorowo- kremowe, gęste obłoczki mydlane namaszczają skórę z aksamitną łagodnością.
 Porządnie oczyszczają (najmocniej mydełko cedrowe i po marokańsku orzeźwiające), lecz przy stosowaniu prawidłowego systemu pielęgnacji z użyciem toniku i kremu nie powodują absolutnie wysuszenia skóry.
  Nie wywołują u mnie reakcji alergicznych, ani podrażnień- byłabym bardzo zawiedziona, gdyby tak się działo ;)

 Każdy z zapachów jest lekki i subtelny, towarzyszy nam przez max. 30 minut od umycia się, dając jednak pożądane uczucie orzeźwienia- dzięki mistrzowskiemu wyważeniu kompozycji olejków jest to możliwe :)

 Moja cera świetnie reaguje na mydlaną pielęgnację- jest przyjemnie gładka, rozjaśniona i o zdrowym, jednolitym kolorycie. Nie ma mowy o widocznym gołym okiem rozszerzeniu porów, przesuszonych fragmentach z łuszczącym się naskórkiem, blokowaniu porów skóry i wzmożonym wydzielaniu sebum...

... Pełnia harmonii.

  Pozytywnych wiadomości nigdy dość ;) także powiem jeszcze o korzyściach z wyboru mydeł Lawendowej Farmy natury finansowej. Zwykle każda z kostek posiada wagę 110g, a cena wynosi 11.00 zł - jak widać kwota za idealnie naturalne mydełko upiększające nie jest wygórowana :)

  Pani Ewa Wasilak zamieściła na oficjalnej stronie sklepu rady i zalecenia dotyczące korzystania z mydeł- to solidna dawka informacji nie tylko o właściwościach kostek mydlanych, ale i ich genezy: 

" Mydła twarde wszystkie składniki naszych mydeł poza wodorotlenkiem sodu są jadalne; tworzymy je ręcznie, w małych partiach, z należytą starannością. By mieć pewność, że są tak łagodne, jak to tylko możliwe, stosujemy dyskont (obniżkę) wodorotlenku , a to znaczy, że dajemy go mniej niż wynika z obliczeń, ale dzięki temu gotowe mydło ma odczyn ph=8, czyli lekko zasadowy. Jeśli akurat nie używasz mydła, przechowuj je w chłodnym miejscu, najlepiej bez dostępu światła. Pamiętaj, by mydło, którego akurat używasz, odkładać do ażurowej mydelniczki, tak by nie pływało w wodzie. Mydło ręcznie tniemy na kostki, stąd waga poszczególnych  kostek może się nieznacznie wahać (±5g). Każda nowo powstała partia mydła leżakuje minimum trzy tygodnie, w tym czasie mydło  traci wodę i uzyskuje pożądaną twardość i łagodność. Mydła robione metodą na zimno często na swej powierzchni mają biały nalot, który powstaje podczas reakcji zmydlania, a jego ilość zależy od dostępu powietrza do mydlanej mieszaniny, temperatury reakcji i otoczenia, jak również rodzaju tłuszczów tworzących mydło. Taki nalot to po prostu inna forma mydła i nie jest niczym niebezpiecznym, chyba że na mydle wystąpi nalot wodorotlenku sodu, który w nadmiarze dodano do reakcji i taki nalot jest drażniący dla skóry, ale to poczujesz od razu po użyciu (pieczenie i szczypanie)."

 Wszystkie wskazówki oczywiście miałam na uwadze w trakcie używania moich pierwszych w życiu mydełek z Lawendowej Farmy.


  Te 3 debiutanckie sztuki są moim największym mydlanym odkryciem od czasu syryjskich Aleppo - które uwielbiam!- a także mydeł poczciwej Alterry, IProvenzali oraz Ma Provence...
 W konkurencji z mydełkami Lawendowej Farmy trzy ostatnie muszą jednak spasować, bo sprawdziła się - na szczęście! :)- zasada "cudze chwalicie, a swojego nie znacie" ;)

 W związku z tym postaram się w przyszłości skupić uwagę na polskich propozycjach pielęgnacyjnych kameralnych, przytulnych mydlarni prowadzonych z pasją - m.in Joanny z bloga Mydła Naturalne, Lawendowej Farmy ... a może i do tego zacnego grona dołączy Tuli?

 O tym wolę zadecydować, gdy przestudiuję dokładnie recenzje blogerek (większa recenzja kroi się w najbliższym czasie m.in. u Balbiny Ogryzek)- porównam je i wnioski wyciągnę mając na uwadze typ mojej cery :)

 Moje Drogie, czy możecie mi polecić mydła Lawendowej Farmy, które według Was w pierwszej kolejności powinnam wziąć pod uwagę przy zakupie?

Mam nadzieję, że mi pomożecie i podzielicie się doświadczeniami :)

 A jeżeli pierwszy raz słyszycie o tym internetowym sklepiku, to zachęcam Was do zwrócenia uwagi na ofertę Lawendowej Farmy, bo jest to według mnie mydlarnią wyjątkową- uwielbiam ten naturalny i swojsko przytulny klimat sklepiku internetowego, śliczne zdjęcia kosmetyków, które z najdrobniejszego niuansu estetycznego koloru i faktury potrafią uczynić spójną całość.


  Mrugające do mnie z ekranu mydełka, balsamy - zarówno twarde, jak i miękkie - plastry ziołowe, czyszczące plastelinki, szampony, maseczki glinkowe, balsamy-cukierki do smarowania ust, a także wonny mix'ie masełek shea... - szykujcie się, przybywam! :D

niedziela, 7 kwietnia 2013

Magia zapachu w zestawieniu z urokami stosowania... czyżby czekało na mnie "Kochanie Nieskończone"?


O marce SpaRitual, której produkty można kupić w sklepie Zipsen.pl. już  wspominałam przy okazji Dnia Kobiet - czas, abym przedstawiła Wam kolejnego członka ten naturalnej rodziny :)

 Do testu otrzymałam próbkę cukrowego peeling'u "Infinitely Lomving"zawierająca 17g produktu- także to nie będzie recenzja, a właściwie impresja... choć i tak dość bogata ;)

 Saszetka jest pięknie zdobiona- kocham śliwkowy fiolet, więc projekt opakowania z kojarzącymi się ze stylem secesyjnym esami-floresami trafia idealnie w mój gust ;)

 Otwieram zatem saszetkę.... roztacza się ciepły aromat chińskiego jaśminu..

 Szkoda , że nie możecie poczuć przez ekran tego zapachu... jest naprawdę magiczny :) Gdybym miała się opierać tylko na tym sensualnym doznaniu, to z pewnością nie zawahałabym się przed zakupem większego opakowania.

 Kosmetyk SpaRutual posiada  żółte zabarwienie, półpłynną konsystencję i cukrowe kryształki, które występują w roli drobnych granulek peelingujących. Usuwają martwy naskórek łagodnie, pozostawiając skórę gładką i miękką- zarówno na dłoniach, jak i na dekolcie. Odnoszę wrażenie, że peeling sprawdziłby się świetnie na całej powierzchni ciała ( no, może poza twarzą i stopami- one potrzebują jednak innych typów produktów ;))

 Dawka kosmetyku jest niewielka, jednak pozwoliła mi się przekonać o wydajności kosmetyku- stosowałam go do pielęgnacji dłoni i dekoltu. Jedna saszetka wystarczyła mi na 5 zastosowań (3 x dłonie, 2 x dekolt). Peeling aktywuje się po dodaniu małej ilości wody, lub po naniesieniu na wilgotną skórę.
 Kryształki organicznego cukru usuwają martwy naskórek i oczyszczają skórę, nawilżając ją jednocześnie poprzez pobranie naturalnej wilgoci z otoczenia.Organiczny olejek ze słonecznika i szafranu rzeczywiście odżywia oraz chroni skórę, dzięki czemu ciało staje się  jędrne i pełne blasku.

 Kosmetyk wykazuje właściwości rewitalizujące, uelastyczniające i poprawiające nastrój dzięki aromaterapeutycznym właściwościom zapachu.

Pojemność pełnowymiarowego opakowania to 220g- aktualnie trwa promocja w sklepie Zipsena zatem można go nabyć taniej, w cenie 56 zł. W cenie regularnej kosztuje 80 zł, co pretenduje kosmetyk do miana "luksusowego"....

 Wszystko narazie ładnie, a nawet pięknie... a zatem czas na podanie dokładnego składu ;)

Sucrose*, Helianthus Annuus (Sunflower Seed Oil), Glycerin, Sodium Cocoamphoacetate, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Carthamus Tinctorius ( Safflower ) Seed Oil*, Sesamum Indicum (Sesame Seed Oil), Jasminum Officinale (Jasmin) Flower/ Leaf Extract, Jasminum Officinale (Jasmine) Oil, Propylene Glycol, Glyceryl Caprylate, Deionized Water, Sorbic Acid, Fragrance (Parfum), Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Citronellol, Lyral, Lilial, Linalool,  Benzyl Benzoate, Eugenol,  Geraniol,  Hexyl Cinnamyl, Isoeugenol, Limonene.

* składniki organiczne, certyfikowane

Produkt nie był testowany na zwierzętach, ani nie zaiwra składników pochodzenia zwierzęcego.

 Kosmetyk powstał w procesie kompozycji różnorodnych składników, w tym 70% organicznych. Znacząco przeważają w nim roślinne ekstrakty i olejki... jednak nie jest to kosmetyk absolutnie wolny od syntetyków- ot, taki wszystkim dobrze znany Propylene Glycol jest tego przykładem.

 I choć moja skóra nie lubi się z niezdrową chemią, to w przypadku próbki cukrowego peelingu od SpaRitual nie zauważyłam żadnych niepożądanych reakcji- wprost przeciwnie. Na szczęście olejki zrównoważyły syntetyczne dodatki, które straciły na niszczącej mocy ;)

 Bezkresną miłością raczej nie obdarzę peeling'u "Infinitely Loving"... mimo iż zapach jest doprawdy upojny.

 To dobry kosmetyk, któremu prawdziwa natura jest nieobca- ja jednak wolę absolutnie czyste składy :)

środa, 3 kwietnia 2013

Czarny książę Maroka z różowym przyodzieniem...

   Gdyby dosłowność tytułu miała ujście w wizualizacji, to ów widok byłby całkiem... niecodzienny ;) Ale nie mam zamiaru analizować dziś mody z różnych stron świata- fantazyjne słowa wstępu mają metaforyczny wydźwięk. Wyjaśnię, że "czarnym księciem Maroka" jest egzotyczne savon noir, zaś jego symbolicznym "różowym przyodzieniem"- olejek pozyskany z róży damasceńskiej...  Może i z liryczną samowolką nie utrafiłam, ale wiedzcie, że to połączenie okazuje się niezwykle udane i do twarzy z nim będzie dosłownie każdemu :) Zaproście "marokańskiego księcia" do swojego domu, a sami się przekonacie, że nie ma sobie równych w zmysłowych rytuałach SPA, bo po królewsku rozpieszcza ciało ;) Używałam już wersji savon noir bez jakichkolwiek dodatków i byłam nim zachwycona... do czasu, aż poznałam przyjemniaczka roztaczającego aromat wprawiający mnie w iście różowy- bo radosny- nastrój ;)
 Moim zdaniem kosmetyk wzbogacony olejkiem różanym jest prawdziwym ukoronowaniem pielęgnacyjnego rytuału- zasługuje na królewskie uznanie, bo cera po jego zastosowaniu jest szlachetnie czysta :)

 Zarówno ten specjał, jak i stanowiąca wdzięczne tło zdjęć rękawica z sizalu ;), pochodzą ze sklepu e-Fiore. Dzięki konkursowi testerskiemu nadal macie szansę wygrać nie tylko różane savon noir, ale i zestaw niezbędny do pełnego wykonania domowych zabiegów upiększających - zachęcam do wzięcia udziału w zabawie zwanej "Konkurs posmarowany czarnym mydłem i posypany różami" (szczegóły na blogu "Opowieści naturalnej treści":))

Zapraszam też na dzisiejszą recenzję duetu savon noir + rękawica sizalowa- sprawdźcie, do czego może posłużyć :)

wtorek, 26 marca 2013

Pachnące rajem pyszności w obłoczku śmietankowej lekkości


 Śmietankowy krem lodowy, biszkopt pistacjowy i cukrowo-różowa posypka...?

 To nie jest, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, lodowy tort mistrza cukierniczego fachu... to dzieło stworzone rękami znawczyni mydlarskiej sztuki :)

Jej wonne cuda kąpielowe nie tylko cieszą oczy i powonienie, ale i skórę, która podczas mycia doświadcza prawdziwie rajskich doznań :)


 Joanna- autorka mydlanych wspaniałości oraz bloga ( do  którego zapraszam Was serdecznie :))- potrafi sprawić, że  roślinne olejki, mineralne glinki owocowo-kwiatowe dodatki wedle prawideł samodzielnie opracowanych receptur przemieniają się w wyjątkowe kosmetyki.





  Prowadząc blog Mydła NaturalneJoanna wszystkie swoje dokonania uwiecznia w fotografii i słownym opisie, więc każdy może zachwycić się jej niebywałym talentem i precyzją pracy.

 Mydło lemongrasowe- jedno z nowych wytworów Joanny, na powyższych zdjęciach (również wykonanych przez Joannę) prezentuje się dostojnie, jak na mydlarską znakomitość przystało ;) Co prawda Joanna nie była do końca zadowolona z efektu kolorystycznego, jaki dała zielona glinka nabyta u innego niż zwykle źródła - ale cóż, tak to jest, jak się jest absolutną perfekcjonistką w swej pasji :)


 Według mnie niuans barwny to drobiazg- tak naprawdę liczy się główny obiekt zainteresowania, a zatem samo mydełko. Tak się składa, że otrzymałam kostkę, odkrojoną z bloku wypełniającego świeżutką formę "handmade", w ramach konkursowej wygranej, także mogę się podzielić swoimi wrażeniami ze stosowania :)

środa, 20 lutego 2013

Rajski olej kokosowy z tropikalnych wysp- kosmetyk absolutnie doskonały!


 Przepiękny kokosowy zapach...prawdziwa uczta zmysłów...- jestem w nim zakochana od lat :)

Namiętnie używając i wypatrując wszelkich kosmetyków mogących się pochwalić nie tylko aromatem, ale i zawartością kokosowego oleju, w końcu spróbowałam najprawdziwszego organicznego masła kokosowego! :D

  Olej kokosowy otrzymuje się z twardego miąższu znanego też jako kopra orzechów palmy kokosowej, który poddany zostaje tłoczeniu i rozgrzaniu. Sam olej kokosowy jest na ogół sprzedawany w dwóch postaciach. Najtańszą- i niestety najpopularniejszą z tego względu- wersją olejku dostępną na rynku jest ta rafinowana, odkwaszana i wybielana, a zatem pozbawiona urokliwego zapachu mleka kokosowego, a przy tym o wiele uboższa pod względem dobroczynnego wpływu na organizm.
 Aby mieć pewność, że olej, którego używamy, podaruje naszemu zdrowiu i urodzie dokładnie to, czego potrzebujemy, należy wybierać certyfikowane i nierafinowane oleje- sporo droższe, ale jest to w pełni uzasadnione.

 Stosowany przeze mnie BIO olej kokosowy marki Ölmühle Solling jest masłem nierafinowanym i zimnotłoczonym- dlatego posiada subtelny aromat rajskich orzechów, który dodatkowo dostarcza mi pozytywnych wrażeń podczas różnorakiego zastosowania tego nadzwyczaj uniwersalnego wyrobu :)

sobota, 2 lutego 2013

Poczciwy marsylski "szaraczek" :)


Utrzymując dziś francuski klimat pragnę przedstawić Wam kolejne szare mydło- tym razem rodowicie marsylskie :)
 Widoczne powyżej owinięte w celofan mydło na bazie oleju palmowego i z dodatkiem "marokańskiego złota", czyli olejku arganowego pochodzącego z biologicznych upraw, posiada uniwersalne zastosowanie, jednak osobiście polecam je zwłaszcza właścicielom skóry wrażliwej, dojrzałej, alergicznej i suchej. Można je stosować również przy chorobach skórnych, np. egzemie, łuszczycy i wypryskach.

 Przypomnę przy tej okazji, że oryginalne Savon de Marseille, przygotowywane od wieków według tradycyjnych receptur, jest produktem w 100% naturalnym produkowanym wyłącznie na bazie roślinnych olei: palmowego i kokosowego, bez żadnych sztucznych dodatków i barwników. Gotowy produkt aby uzyskał akceptację komisji i sygnaturę prawdziwie tradycyjnego wyrobu, musi zawierać koniecznie 72% roślinnych olejków. Mydło takie nie tylko jest wysokim jakościowo i niedrogim środkiem do utrzymywania higieny osobistej osób w każdym wieku- od niemowlęcego po starczy- ale również do prania ubrań z delikatnych tkanin.

 Pracownicy prowansalskiej mydlarni Savonnerie- z której pochodzi główny bohater tego posta- to grupa specjalistów o artystycznych duszach, wierzących w słuszność naturalnej pielęgnacji i szanujący mydlarski ceremoniał. W wyniku ich doświadczenia i trudu podziwiać i stosować możemy ofertę ręcznie wykonywanych i krojonych mydeł naturalnych o fantazyjnych aromatach i zaskakujących barwach.

niedziela, 16 grudnia 2012

Za oknem- zima... a w łazience- lato!


 Czy wśród wszystkiego, co w okresie przedświątecznym jest "specjalnie" i "wyjątkowo" edytowane by wpasować się w zimowe okoliczności,  jest miejsce na coś, czego sensu istnienia nie wyznacza "myśl o"...?

  Aromat letniego powietrza, który znaleźć możemy w mydełku Organic Botanics, to odskocznia od wszędobylskiego obecnie zapachu korzennych przypraw, bakalii, pomarańczy, makowej i marcepanowej masy, które w sferze kulinarnej chyba najpowszechniej są uznawane za "prawdziwie" świąteczne... A z kuchni już krótka droga do kosmetyczki, bo, jak pewnie zauważyłyście, większość okolicznościowych edycji limitowanych od znanych marek kosmetycznych inspirowana jest właśnie stołowymi pysznościami  ;)
 Z zasady nie daję się skusić "ciasteczkowym" i "cukrowym" balsamom z mikołajkami, choineczkami, gwiazdeczkami i innymi tego rodzaju uroczymi motywami-  one nie wpływają jakoś znacząco na moje poczucie Świąt... ;)
 Wyjątkiem jest szarlotkowa świeca do masażu Aplejack Orli ( o której już pisałam :)) oraz migdałowa świeca I Provenzali ( o niej niedługo napiszę ;)), które wpisałam do planu grudniowej pielęgnacji, a które rzeczywiście przyjemnie wtapiają się w specyficzną atmosferę tej pory w roku :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Śnieżna biel, czyli jak wyczarować klimatyczny image pielęgnujący skórę ;)

Kazimierz Stabrowski- Śnieżynka

 Jak się okazuje, bez trudu można dopasować wizerunek do panującej wokół pogody, a zarazem sprawić, że uroda nie zostaje uśpiona przez mróz i śnieżne zaspy, lecz wręcz przeciwnie- rozkwita :)

  Nadprzyrodzone zjawiska, magia- jak by to sugerowało widniejące powyżej symboliczne przedstawienie malarskie- nie muszą mieć wcale w tym procesie udziału ;)
 Wystarczy zaopatrzyć się w kosmetyki o odpowiednio kojarzącym się zapachu, konsystencji, opakowaniu, aby osiągnąć przed/świąteczno-zimowy efekt.

  Do tego rodzaju upiększających przyjemności mogę zaliczyć nawilżającą maseczkę morelowo-migdałową, dzięki której pielęgnacyjny rytuał stanie się szybki i nieskomplikowany, a przy tym niedrogi :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Szkocka szarlotka, czyli płomienny Aplejack ;)


 Możliwe, że żadna z części tytułu tego posta nie nasunie Wam w pierwszej chwili na myśl głównego bohatera... ale zdjęcie- i owszem ;)
 Ta oprawiona w srebro i zieleń świeczuszka nie służy do upiększania aromatem owocowego ciasta powietrza w naszym pokoju, lecz... skóry ciała :)

 Nie wiem, jak u Was, ale na moim wigilijnym stole nie może zabraknąć tradycyjnej, owocowo-korzennej szarlotki... I nic na to nie poradzę, że połączenie owego zapachu i soczystej zieleni opakowania świeczki przywodzi mi na myśl zimowe oczekiwanie na Boże Narodzenie :)
 A po zażyciu pielęgnacyjnych masaży z udziałem Aplejack od Orli będziemy pachnieć apetycznie, niczym świąteczne smakołyki ;)

niedziela, 25 listopada 2012

Krem do twarzy... lecz do mycia- obietnica czystości (nie bez pokrycia ;))


  Jak skutecznie oczyścić skórę, a zarazem nie podrażnić jej wrażliwej struktury i nie pozbawić stosownej dawki zapasu nawilżenia? Luvos zna odpowiedź na to pytanie- dlatego właśnie swoją- rewelacyjną moim zdaniem- ofertę wzbogacił również o krem oczyszczający skórę z glinką mineralną
  Za pomocą tego kosmetyku o konsystencji i barwie pistacjowego kremu i wody pozbędziemy się wszelkich zanieczyszczeń- od nadmiaru sebum i kurzu, po resztki makijażu... a gdy dodamy do tej dwójki celulozową gąbeczkę, bądź muślinową ściereczkę, wówczas nasza skóra zostanie obsłużona w systemie "full service" ;)

piątek, 23 listopada 2012

Próbki do pielęgnacyjnej obróbki ;)


 Próbki same w sobie nie są w stanie wykazać pełni potencjału pełnowymiarowego produktu... jednak warto co jakiś czas poszukać ich i zastosować na swojej skórze, aby móc wyrobić sobie choć wstępną, osobistą opinię, czy warto zdecydować się na zakup oryginalnego produktu. Czasem taka niepozorna kilkumililitrowa saszetka, tubka, lub słoiczek potrafi zrewolucjonizować nasz pogląd na listę kosmetycznych ulubieńców i zaprowadzić nową erę w pielęgnacji ;)

 Dziś opowiem o próbkach kilku kosmetyków ekologicznych marek: Madara i Alva- które z nich przypadły mi do gustu, a które niekoniecznie?